Wszystkie erupcje Magmy

Magma powstaje w głębi Ziemi jako gorąca, stopiona masa. Na powierzchnię wydostaje się w postaci lawy, która ma zasadniczo taki sam skład, lecz zubożony o składniki lotne. Choć wybuch wulkaniczny potrafi być widowiskowy, daje tylko mętne pojęcie o tym, co się dzieje głębiej. Te procesy dla większości z nas pozostają zagadką i jeśli nie jesteśmy specjalistami lub entuzjastami tematu, musimy zostać przy tym, co podpowiada nam intuicja. Możemy widzieć wnętrzności planety jako wzburzone ogniste oceany lub wyobrażać sobie wielki ziemski czajnik z wulkanem pełniącym rolę gwizdka. O ile oczywiście nie należymy do zwolenników teorii, że w podziemiach żyją pradawne potwory-olbrzymy. 

Czy kiedy Christian Vander zakładał swoją Magmę, chciał, aby jego muzyka była odbierana w podobny sposób? Jakiekolwiek przyświecały mu zamierzenia, francuski zespół zachowuje się w świecie muzyki tak samo jak rozżarzona substancja, od której wziął swoją nazwę. Kolejne albumy aż wybuchały od natłoku muzycznej ekspresji, a zabójcze tempo potrafiło niekiedy doprowadzić głośniki do wrzenia. Zdarzały się także okresy, w których wulkan pozostawał uśpiony, potem zaś znów eksplodował ze zdwojoną mocą. I podobnie jak magma właściwa, grupa również pozostaje dla większości czymś tajemniczym. 

Połączenie jazzu z rockiem, mariaż muzyki poważnej z rozrywkową, rozbudowane partie chóralne, inspiracje zaczerpnięte z literatury science fiction, tematyka ekologiczna, concept albumy – to wszystko zjawiska typowe dla lat 70. Wyjątkowość muzyki Magmy polega jednak na tym, że wszystkie one występują jednocześnie, z całą intensywnością. W dodatku uzupełnia je czynnik chyba najbardziej unikalny, czyli stworzony od podstaw język, w którym została napisana większość tekstów zespołu. Taki dobór środków wyrazu wytworzył wokół Magmy mur, który dla wielu okazał się przeszkodą nie do przebycia, lecz jednocześnie zapewnił grupie status kultowy. 

Język kobaïański, wymyślony przez lidera i perkusistę Magmy, Christiana Vandera, zawiera zbitki sylabowe charakterystyczne dla języków germańskich i słowiańskich. Dzięki temu dla odbiorcy, przynajmniej w naszej szerokości geograficznej, poszczególne słowa brzmią znajomo i wypadają wiarygodnie jako części mowy. Umożliwia to słuchaczowi wsiąknięcie w uniwersum planety Kobaïa wykreowane przez francuską grupę – na tej samej zasadzie jak w oczach licznych czytelników tolkienowskie Śródziemie zdaje się żyć własnym życiem, ze wszystkimi narzeczami elfów, krasnoludów czy orków. Rzecz jasna, recepcję Magmy można ograniczyć do warstwy czysto muzycznej, lecz takie obcowanie z twórczością Francuzów znacznie ją zubaża. Pomija bowiem równie ważny aspekt literacki. 

Lwia część albumów Magmy to w końcu płyty koncepcyjne przynoszące kontynuację kobaïańskich legend. Jak jednak można czekać na dalszy ciąg opowieści, której się nie rozumie? Trudno wszak obcować z treścią literacką wyrażoną w nieznanym języku. W ten sposób prawie wszyscy słuchacze Magmy są wykluczeni – przecież mało kto uczy się języka kobaïańskiego. Poza tym same utwory nie mają charakteru opowiadań i są określane przez Vandera jako symboliczne, niedosłowne. Jeśli zwrócimy uwagę na teksty, zobaczymy ponadto, że najczęściej stosowanym w nich środkiem poetyckim jest powtórzenie. Czy zatem chodzi tu tylko o muzyczną zabawę neologizmami? 

Z pomocą przychodzą opisy płyt – opublikowane oryginalnie w języku francuskim. Dają one pewne pojęcie o tym, jaką historię dany album zawiera. Są to jednakże deskrypcje zdawkowe i tylko szkicowo nakreślają główny wątek – reszty należy domyślić się samodzielnie. Właśnie to niedookreślenie jest największym walorem „magmowej” literatury. Takich dzieł jak Mëkanïk Dëstruktïẁ Kömmandöh (1973) czy Köhntarkösz (1974) nie można porównywać z powieściami science fiction, których fabuła jest (a przynajmniej powinna być) klarownie zarysowana. To przede wszystkim poezja symboliczna, w najbardziej skrajnym wydaniu. 

Posłużenie się symbolem zawsze wprowadza do tekstu niejednoznaczność. Symbolu nie da się do końca wyjaśnić, ponieważ jego znaczenie jest nierozerwalnie związane z formą. Przykładowo wspomniany wcześniej wulkan: jeśli pojawi się w utworze jako symbol i odczytamy go na przykład jako obraz gniewu, to nie wystarczy nam postawienie znaku równości między „gniewem” a „wulkanem”. To już nie będzie jakikolwiek gniew, ale gniew „wulkaniczny”. Wulkan sugeruje nam jakiś odcień tego uczucia, ale każdy może wytłumaczyć je po swojemu. Symboliczny sposób mówienia sprowadza się właśnie do takiego sugerowania myśli lub przeżyć, aby uniknąć nazywania ich wprost. Wyłącznie od czytelnika zależy, jak dany symbol zostanie odczytany. 

Twórczość Magmy to symbolizm w wersji radykalnej, ponieważ nie przekazuje żadnej treści. Wyłącznie sugeruje. Ta sugestia wywierana jest przez środki muzyczne, do których należy również sama kobaïańska mowa – pozostająca dla niemal każdego słuchacza raczej zbiorem dźwięków niż systemem językowym przekazującym konkretne informacje. Historii opowiedzianej na albumach francuskiego zespołu domyślamy się na podstawie linii melodycznej, rytmu, nastroju wykreowanego w utworach oraz brzmienia poszczególnych słów. Dla każdego fana Magmy opowieści kobaïańskie będą więc czymś zupełnie innym. Słuchacz może stworzyć w głowie własny kosmiczny mit na bazie tego, co podpowiada mu wyobraźnia w trakcie słuchania muzyki. 

Vander i spółka byli więc zawsze wolni od dylematu towarzyszącego autorom fabularnych kontynuacji: jak stworzyć sequel, który zadowoli fanów? Wystarczyło, że nagrali kolejną płytę po kobaïańsku, a odbiorcy mogli w myślach dopisać dalszy ciąg – taki, jaki chcieli. Dlatego też reaktywacja zespołu kilkanaście lat temu tak dobrze przyjęła się wśród słuchaczy i krytyków. Co więcej – według niektórych to właśnie późniejsze albumy: K.A. (2005) i Ëmëhntëhtt-Ré (2009) należy uznawać za najwybitniejsze w dyskografii zespołu. Nie bez znaczenia było tu również brzmienie – poza niuansami, XXI-wieczna Magma brzmi dokładnie tak samo jak jej wcielenie sprzed pięćdziesięciu lat. 

Z tego krateru wciąż wypływa zatem ta sama substancja. Czasami trzeba na erupcję trochę poczekać, lecz kiedy lawa wydostaje się na powierzchnię, nigdy nas nie zawodzi – wybuch jest za każdym razem równie spektakularny. Jednak to nie lawa intryguje nas najbardziej. W porównaniu do jej podziemnej formy, ta widoczna dla ludzkiego oka jest pozbawiona kilku składników. Poza tym to zaledwie drobna część tego, co kryje się w tajemniczych wnętrznościach Ziemi. Lawa sugeruje, czego moglibyśmy się tam spodziewać, lecz w sprawie konkretów jesteśmy skazani na domysły. Dlatego każdy może mieć indywidualne przypuszczenia, czym magma naprawdę jest. 

 

Trylogia Theusz Hamtaahk

Czyli Czas nienawiści. Historia o walce Ziemian z pokojowo nastawionymi mieszkańcami Kobaïi. Mieszkańcy zielonej planety występują przeciwko pokojowej ideologii swych współbraci, ale stopniowo dostrzegają prawdę i doznają wewnętrznego oczyszczenia. Trylogia została wydana również jako trzypłytowy album live.  

Część pierwsza: Theusz Hamtaahk

Nie doczekała się wersji studyjnej. Po raz pierwszy została oficjalnie opublikowana w ramach kompilacji nagrań koncertowych Retrospektïẁ (Parts I+II) – 1981.

 

 

Część druga: Ẁurdah Ïtah (1974)

Oryginalnie solowy album Christiana Vandera, wydany jako soundtrack do awangardowego filmu Tristan et Iseult (Tristan i Izolda). W późniejszych reedycjach płyta figuruje jako dzieło Magmy.

 

 

Część trzecia: Mëkanïk Dëstruktïẁ Kömmandöh (1973)

Najsłynniejsza część trylogii. Zwieńczenie, lecz opublikowane jako pierwsze w kolejności.

 

Trylogia Köhntarkösz

Opowieść o dwóch mężczyznach usiłujących zrozumieć siły rządzące światem i próbujących osiągnąć nieśmiertelność. Akcja zaczyna się w momencie, gdy pewien archeolog odnajduje grób egipskiego faraona, zwanego jako Ëmëhntëhtt-Rê, który całe życie poświęcił rozważaniu spraw duchowych i został zamordowany tuż przed znalezieniem ostatecznych odpowiedzi.

Część pierwsza: K.A (Köhntarkösz Anteria) (2005) 

Album opublikowany w XXI wieku, lecz jego zasadnicza część została skomponowana jeszcze w latach 70.

 

 

Część druga: Köhntarkösz (1974)

Drugi fragment opowieści, wzbogacony o dodatkowe kompozycje: Ork Alarm o Messiaenowskim rodowodzie i Coltrane Sündïa – hołd dla giganta jazzu.

 

Część trzecia: Ëmëhntëhtt-Rê (2009)

Historia życia tytułowego faraona, która może być odczytywana zarówno jako prequel, jak i sequel zasadniczej historii opowiedzianej w Köhntarkösz.

 

Artykuł został pierwotnie opublikowany w magazynie „Lizard” – (2) 2021.